Jordania w 6 dni

Jordania

Jordania jest coraz bardziej popularnym kierunkiem wśród turystów z całego świata. Nic dziwnego, skoro Instagram wręcz pęka w szwach od pięknych zdjęć z Petry czy Pustyni Wadi Rum. Obawiałam się trochę, że mogę się rozczarować, ale wypad do Jordanii okazał się absolutnym strzałem w dziesiątkę. Dzielę się z Wami na świeżo poradami i własnymi spostrzeżeniami oraz daję gotowy przepis na 6 dni w Jordanii.

Jordania – informacje praktyczne:

  • Jordania jest krajem muzułmańskim. Oferuje jednak mniej nachalną niż w np. w Marrakeszu formę turystyki. Jest spokojnie, nikt nie nagabuje i naprawdę można wypocząć.
  • Walutą jest JOD czyli tzw. dinar jordański (1 JOD = 5,35 zł). W większości hoteli czy kasach biletowanych atrakcji zapłacimy kartą. Jednak gotówka przyda nam się na płatności w sklepach, na targach czy w środkach transportu.
  • Najlepszą formą poruszania się po Jordanii jest wynajęty samochód. Za 3 dni wynajmu zapłaciliśmy 780 zł, dodatkowe ubezpieczenie wyniosło 350 zł.
  • Cena paliwa to około 5,50 zł/l.
  • Jordania nie jest krajem tanim. Wszelkie najważniejsze atrakcje są stosunkowo drogie, jeśli zaś chodzi o noclegi ceny są bardzo zróżnicowane. Sami spaliśmy w miejscach za 68 zł jak i powyżej 1.000 zł za noc.
  • W Jordanii ciężko kupić alkohol. Zdarza się, że jest dostępny, ale wówczas jest raczej na poziomie cen w Norwegii, czyli za piwo zapłacić będzie trzeba powyżej 40 zł.

Jordania – jak się tu dostać?

Do Jordanii z Polski najprościej i najtaniej  można dostać się albo przez Izrael lecąc do Ejlatu albo lecąc do Ammanu. Bezpośrednie loty do Ejlatu oferuje WizzAir z Warszawy. Ryanair oferuje zarówno loty do Ejlatu, jak i Ammanu tylko z Krakowa i Modlina. Ceny biletów zaczynają się nawet od 59 zł.

W internecie krąży wiele dramatycznych opinii i mitów o kontrolach na lotnisku i na samej granicy. Parę kontroli już w życiu przeszłam i nie było to absolutnie nic nadzwyczajnego. Zadano nam 2 pytania o cel podróży i miejsce, w którym planujemy się zatrzymać. Dziwniejsze pytanie zadał nam Pan przy powrocie. Spytał,  jaka jest między nami relacja i czemu mam inne nazwisko od swojego męża? Mąż odpowiedział, że żona jest wyemancypowana 🙂 Mieliśmy oboje wbite pieczątki z Maroka, co według legend miejskich może utrudniać wjazd do Izraela, ale szczerze na pieczątki nikt nawet nie patrzył.

Jak się dostać do granicy w Tabie?

Z lotnisko Ramon za 4,20 szekli dostaniemy się autobusami nr. 30 albo 52 do przejścia granicznego w Tabie. Bilety na autobus można kupić w zielonych biletomatach na lotnisku lub u kierowcy. Możliwa jest płatność gotówką, jak i kartą. Dojeżdżamy do przystanku Rabin Border Crossing. Stąd już tylko mały spacerek, około 15 min. do fizycznej granicy między Izraelem a Jordanią. Tutaj możemy złapać wi-fi i opłatę za opuszczenie Izraela uiścić albo online albo w okienku. Opłata ta wynosi ok. 118 zł.

Przechodząc przez kolejne okienka i kontrole dostajemy nowe pieczątki, a to po stronie izraelskiej, a to po stronie jordańskiej. Po stronie jordańskiej dodatkowo musimy wypełnić druczek o wizę. Druczek ten musimy zachować do powrotu. I tutaj ważna informacja! Do Jordanii opłaca się przedostać z Izrael na minimum 3 dni. Wówczas jesteśmy zwolnieni z opłaty za opuszczenie Jordanii przy powrocie, a to również wydatek 60 JOD czyli ponad 300 zł. Ja osobiście uważam, że ten czas jaki my mieliśmy był taką optymalną długością pobytu w Jordanii, i pozwalał zakosztować jej największych atrakcji bez zbędnego pośpiechu.

Gdy jesteśmy już na terenie Jordanii, najprościej złapać taksówkę spod samego przejścia i dostać się do Akaby. Cena to około 11 JOD.

Kiedy jechać?

Zdecydowanie polecam wypad do Jordanii poza głównym sezonem. Jak pisałam wcześniej Jordania staje się coraz bardziej popularna i należy spodziewać się wielu turystów. My byliśmy od 26 do 31 grudnia. Temperatury wahały się od 4 stopni w nocy w Petrze do 25 w dzień w Akabie. Udało się złapać przyjemną opaleniznę i popływać w morzu. Natomiast ruch turystyczny zdecydowanie był umiarkowany. Jedynie w Petrze było widocznie większe zagęszczenie, ale idąc w miarę rano, nie było aż takiej tragedii. Zresztą na tak dużych obszarach ta masowość się zdecydowanie zatraca.

Jordania w 6 dni – plan:

Dzień 1 i 2:

  • Akaba i okolice

    Po przedostaniu się przez granicę 1 dnia skierowaliśmy się do Akaby. Tu zostaliśmy na jedną nocą i opuściliśmy ją wieczorem drugiego dnia.  Akaba mimo, iż sama w sobie nie jest zbyt piękna, ma jednak dwie rzeczy, dla których warto tutaj pozostać choć na 1 z 5 dni. Pierwszą z nich są niewątpliwie atrakcje dla nurków, a drugą  prywatna plaża Berenice Beach.

    O nurkowaniu należy wiedzieć tyle, że Jordania stara się o turystów-nurków i w tym celu przygotowała szereg bardzo fajnych atrakcji. W ostatnich latach blisko brzegu zatopiono kilka wraków (statek, samolot, czołg), które w odróżnieniu od naturalnych wraków są dostępne dla nurków amatorów. Robią wspaniałe wrażenie! Baza nurkowa jest bardzo dobrze rozwinięta, sprzęt jest nowoczesny i co bardzo ważne wszyscy instruktorzy mówią po angielsku (jak zresztą większość mieszkańców Jordanii). Koszty nurkowania bardzo przyzwoite – 1 dzień z 3 nurkowaniami kosztował ok. 450 zł.

    Berenice Beach to zdecydowanie miejsce godne polecenia na relaks. Wstęp jest płatny około 55 zł, w tej cenie dostajemy ręcznik i dostęp do leżaków na basenach oraz na plaży. Na plaży działa prężnie klub animujący. Boże, co tam się działo: zajęcia na stepie, dart, siatkówka, joga i dyskoteka. Zdecydowanie przeważali tu turyści z Rosji, więc muzyka była na zmianę arabska i rosyjska. Szczerze dawno się tak nie ubawiłam masową rozrywką. Woda w Morzu Czerwonym była ciepła, w powietrzu było około 25 stopni i pełne słonce. Kupiłam piwo i kawę i opalałam się, jak na 1 dniowym wyjeździe allinclusiv.

    Jordania Berenice Beach

    Jordania - Berenice Beach

    Jordania - Berenice Beach

    Jordania - Berenice Beach

    Jordania - Berenice Beach

    Jeśli chodzi o plaże publiczne w Akabie, to zdecydowanie ich nie polecam. Widoki są ładne, ale poza tym są  bardzo brudne i zaśmiecone. Głównie przesiadują tu mieszkańcy, a nie turyści. Zobaczcie sami na zdjęciach. Tony petów i wszelakich śmieci. Do tego na plaży publicznej nie można się pokazywać w bikini. Można iść na spacer wieczorem, ale ja bym nawet ręcznika na tym piasku nie była w stanie położyć, a na pewno nie mogłabym zaznać tutaj relaksu.

    Jordania - South Beach

    Jordania - South Beach

    Zatrzymaliśmy się w Hotelu Aqaba Adventure Divers Village. Podstawowe zalety tego miejsca to basen, smaczne jedzenie, pomocna obsługa i punkt organizujący nurkowanie. Poza tym bardzo przystępna, jak na Jordanię, cena – 64 zł ze śniadaniem. Z hotelu łatwo dostać się też na Berenice Beach, znajduje się ona zaledwie w odległości 1 km. Można się śmiało przespacerować wzdłuż drogi. Po drodze na pewno zatrzyma się 7 taksówek i będzie oferować podwózkę, ale absolutnie nie ma takiej potrzeby. Hotel ten jest oddalony od centrum miasta, trochę w środku wielkiego nigdzie, co może być zaletą, bo jest tutaj kompletnie cicho, ale na dłuższy pobyt i dla osób, które szukają rozrywki zdecydowanie polecam coś innego. Jest to jednak bezsprzecznie dobre miejsce dla osób, które mają zamiar nurkować i złapać oddech.

    Jordania Aqaba Adventure Divers Village

    Jordania Aqaba Adventure Divers Village

    Jordania Aqaba Adventure Divers Village

    Jordania Aqaba Adventure Divers Village

Dzień 3:

  • Pustynia Wadi Rum

    Drugiego dnia wieczorem po plażowaniu i nurkowaniu w Akabie wypożyczyliśmy auto i pojechaliśmy do naszego noclegu na Pustyni Wadi Rum.

    W grudniu na pustyni temperatura spada do kilku stopni. Długo wybierając nocleg znalazłam wreszcie Hotel Zeina Desert Lodge. Bardzo spodobały mi się przede wszystkim namioty igloo i dobre opinie o obiekcie. Wszystko wyglądało na super, ale czytajcie dalej. W pierwszej wersji naszego planu nie było w ogóle Akaby. Potem gdy okazało się, że można nurkować, musiałam przeorganizować cały wypad i zmieniać rezerwacje noclegów na ciut inne daty. I tu zaczyna się moja największa wtopa z rezerwacją.

    Jordania Wadi Rum

    Jordania Wadi Rum

    Co się stało?

    Wcześniej naczytałam się, że trzeba podjechać pod parking, z którego zgarniają Cię wysłannicy z hotelu i zabierają na pustynię. Próbowałam nawiązać kontakt z hotelem w dniu przyjazdu, ale jakoś mi nie szło, więc jechaliśmy wypożyczonym autem w ciemno. Booking.com pokazywał inną lokalizację, a google maps inną. Stwierdziliśmy, że zaczniemy od bliższej, a potem najwyżej pojedziemy do dalszej. Po drodze były znaki na Zeinę, więc jechaliśmy sobie spokojnie, skręciliśmy z głównej drogi i wjechaliśmy na pustynię. Okazało się, że hotel jest stosunkowo blisko drogi głównej. Podjechaliśmy po zmroku pod budowaną recepcję czym zadziwiliśmy wszystkich, sądząc po minach. Pan uprzejmie pozwolił nam zaparkować (w ofercie było, że brak parkingu) i zaprowadził nas do recepcji właściwej. Pokazałam rezerwację i Panowie zaczęli ożywioną dyskusję między sobą. Już wyczułam, że jest problem, a gdy dodatkowo zaczęli gdzieś dzwonić, wiedziałam, że mamy problem. Jak to ja, już byłam tak oburzona, że awantura pukała do drzwi. Tak sobie jednak siedzę i patrzę w moją rezerwację po raz kolejny. Nagle z moich ust wydobywa się jedynie: O Kur…..! I daję telefon mężowi mówiąc, żeby sprawdził datę. Wstyd przyznać, ale rezerwacja była na rok później. Brawo ja!

    Panom spadł kamień z serca, bo mieli prawie pełne obłożenie i nie wiedzieli, o co chodzi. Zaproponowali nam jednak inny, ostatni pokój, tuż pod skałą, w tej samej cenie z wliczoną kolacją i śniadaniem. Oczywiście wzięliśmy to w ciemno i zaczęliśmy uzgadniać poranną wycieczkę po pustyni Wadi Rum. Koszt 4 h wycieczki za auto to 80 JOD. Zapłaciliśmy z góry. Zaczęliśmy płacić za hotel i okazało się, że brakuje nam 20 JOD. Więc brakująca część miała iść z karty. Zaczynamy płacić i okazuje się, że zły PIN. Potem zaczynam wstukiwać ponownie i mówię, że znam przecież PIN do swojej karty. Ups! Nie znam, znowu błąd. No cóż, dostałam przed wyjazdem nową kartę z banku, która wydawało mi się, że aktywowałam i zmieniłam PIN. Ale tak nie było. Ostatecznie zapłaciliśmy inną kartą. Panowie mieli ze mnie naprawdę ubaw i na pewno zapamiętają mnie na długo.

    Jordania Wadi Rum

    Jordania Wadi Rum

    Jordania Wadi Rum

    Zeina:

    Zeina okazała się super miejscem. Już pomijając uprzejmość i cierpliwość Panów na recepcji, muszę dodatkowo wspomnieć o przepysznej kuchni. Dania podawane były w formie szwedzkiego stołu, a do wyboru było wszystko, co charakterystyczne dla kuchni jordańskiej. Wieczorem w specjalnym namiocie serwowano herbatę oraz sziszę i animowano gości tańcem beduińskim. Bardzo przyjemny klimat. O świcie wstałam na wschód słońca. Razem ze mną tylko jedna japońska turystka uprawiała trucht po piasku. Weszłam na jedną ze skał i czekałam aż słońce wzejdzie. Doświadczyłam niesamowitego spokoju i wreszcie tak naprawdę miałam okazję zobaczyć, gdzie dojechaliśmy po zmroku. Widoki, jak po wylądowaniu na Marsie.

    Jordania Wadi Rum

    Jordania Wadi Rum

    Jordania Wadi Rum

    Jordania Wadi RumNa umówioną godzinę 10 przyjechał Pan z samochodem 4×4 i zaczęliśmy wycieczkę. Najpierw siedzieliśmy na pace, potem z powodu dość sporego wiatru schowaliśmy się do auta. Na pustyni można było zaobserwować, jak ogromna ona jest, jak różnorodna i ile hoteli jest tutaj. Zresztą wiele jest jeszcze w trakcie stawiania, więc na pewno turystów będzie w związku z tym jeszcze więcej.

    Kierowca był bardzo sympatyczny, opowiadał nam gdzie jedziemy, czasem troszkę dodawał gazu, by było więcej adrenaliny. Zaczęliśmy od miejsca nieopodal naszego hotelu, gdzie kręcono film „Marsjanin”. Na samej pustyni można przy punktach charakterystycznych zakupić drobne pamiątki czy herbatę. Jest też sporo wielbłądów, na których można przemierzać pustynię, ale apeluję tutaj o rozsądek. Nie męczmy zwierząt skoro można autem.  Bardzo mi się ta wycieczka podobała i uważam, że poza Petrą, to drugie najciekawsze miejsce, do którego wręcz trzeba przybyć.

    Jordania Wadi Rum

    Jordania Wadi Rum

    Jordania Wadi Rum

    Jordania Wadi Rum

    Jordania Wadi Rum

Dzień 4:

  • Petra

    Jordania to przede wszystkim Petra. Dlatego po zwiedzaniu pustyni Wadi Rum 3 dnia popołudniu udaliśmy się do Wadi Musa, miasta przyległego do Petry. Wiedzieliśmy, że trzeba rano wstać i zacząć zwiedzać w miarę wcześnie i dlatego nie planowaliśmy tutaj większych aktywności. Zresztą chyba ciężko byłoby je znaleźć. O samej Wadi Musie wspomnę tylko tyle, że jak będziecie szukać pysznego jedzenia to uderzajcie do Al Wadi. Oszalałam na punkcie jordańskiego jedzenia, które oni podają. Sam chleb powalił mnie na kolana, a o hummusach, koftach czy moutabbalach nie wspomnę. Z kolei dla Panów, polecam zafundować sobie tutaj wizytę u lokalnego barbera. Nie będziecie żałować.

    Petra:

    Petra jest niekwestionowaną królową atrakcji turystycznych w Jordanii. Nic dziwnego, jest bowiem jednym z Siedmiu Cudów Świata. Zaskakuje jej ogrom i to jak jest skrzętnie schowana w skalnym wąwozie. Poza tym jest też nieźle zachowana i widać, że Jordańczycy doceniają ten skarb i dbają o niego. Bilet do Petry kosztuje 50 JOD na 1 dzień, ale już na 2 tylko 55 JOD. Ma to zachęcić turystów do powrotu i zostania w Jordanii jak najdłużej. 1 dzień w zupełności będzie wystarzający, żeby przejść główny szlak oraz niektóre boczne. Pamiętać należy, że warto wstać wcześnie, turyści są tutaj oczywiście od samego rana, ale popołudniu jest ich zdecydowanie więcej. Drzwi od Petry otwierają o 6.30. Pamiętajcie też, by ubrać się cieplej, ten początkowy odcinek w wąwozie jest kompletnie schowany i raczej nie ma tam szans na jakieś szalone upały. Co innego już na tej otwartej części.  Zapomnijcie o klapkach czy sandacłach, nawet moje Vansy były na granicy komfortu, warto wziąć zabudowane buty z grubsza podeszwą.

    Petrę większość kojarzy głównie ze świetnie zachowanego Skarbca Faraona. Tutaj zdecydowanie spotkacie najwięcej ludzi. Z dołu ciężko o dobre zdjęcia, dlatego idźcie boczną ścieżka na punkt tu. Jest tam punkt widokowy, pełen jordańskich dywanów i poduszek, gdzie za 1 JOD dostać można herbatę i zrobić sobie zdjęcia. Widok jest oczywiście przepiękny.

    Ale pamiętajcie, że Petra to coś więcej niż tylko ten Skarbiec. Mnie bardzo podobała się stara rzymska Great Temple. Petra robi ogromne wrażenie i nie powinno to nas dziwić skoro jest jednym z 7 Cudów Świata. Opowiadałam z takim wielkim zachwytem o Petrze jednej koleżance w pracy, że aż dostała gęsiej skórki.

  • Morze Martwe

    Po zwiedzaniu Petry cel był taki by dojechać wzdłuż Morza Martwego nad gorące wodospady MA’iN. Droga zajmuje około 3 h. Prowadzi ona najpierw fajną trasa przez góry, a potem wzdłuż Morza Martwego. Mamy po drodze jeden punkt widokowy z parkingiem, z którego można również zaznać kapieli.

    Z góry rozciąga się przepiękny widok na klif z palmami i  turkusową wodę. Można z niego podejść nad sam brzeg i wejść do wody. Wiedzieliśmy, że będziemy tą trasą wracać, więc tego 4 dnia zrobiliśmy tylko wstępne rozpoznanie. W miejscu tym nie ma niestety żadnego zaplecza sanitarnego. Wodę do zmycia z siebie doli można jedynie kupić w litrowych butelkach lub pięciolitrowych baniakach od pana na parkingu. Wszystko byłoby fajnie, ale niestety mało kto potem te butelki zabiera i nad brzegiem leży kupa plastiku. Sama woda też w tym miejscu pozostawia wiele do życzenia i raczej wchodzenie i smarowanie się błotkiem radzę zostawić sobie na bardziej cywilizowaną miejscówkę.  Nie ulega jednak żadnej wątpliwości, że Morze Martwe jest piękne i zrobi na Was wrażenie.

Dzień 5:

  • Ma′iN Hot Springs

    Kolejnym punktem wycieczki było dotarcie do hotelu Ma’iN Hot Springs, znajdującego się nad gorącymi wodospadami. Z tego punktu nad Morzem Martwym to zaledwie 30 km, ale tak krętej drogi z tak dużym spadkiem podłużnym nigdy nigdzie nie widziałam. Polecam tą przejażdżkę osobom o silniejszych nerwach. Jechaliśmy już przy zachodzie słońca, a do hotelu praktycznie dotarliśmy po zmroku.

    Udało nam się jeszcze 4 dnia wieczorem wejść do basenu hotelowego z gorącą wodą z wodospadów. Ta woda naprawdę była ciepła i niemożliwe było wejść do niej od razu. Zalecam metodę małych kroczków. Wiedzieliśmy, że mamy jeszcze rano sporo czasu po śniadaniu, więc od razu wiedzieliśmy, że początek 5 dnia spędzimy też nad tym basenem.

    Hotel Ma’ iN HOt Springs polecam bezsprzecznie. Oczywiście basen i położenie jest jego największą atrakcją. Wspomnieć też muszę o pysznych śniadaniach i kolacjach oraz o możliwości skosztowania jordańskiego wina. W Hotelu jest biblioteka, siłownia, a pokoje są ogromne. Świetne miejsce na relaks i miły akcent na końcówkę wyjazdu.

    Około południa wyruszyliśmy w drogę powrotną do Akaby, gdzie mieliśmy zwrócić auto. Przejechaliśmy kolejny raz stromą, krętą drogą do Morza Martwego i potem do Akaby.

    Oddaliśmy auto i zanim przedostaliśmy się przez granicę do Izraela, zjedliśmy jeszcze pożegnalny posiłek w Khubza & Seneya.

    Samo pokonanie granicy również poszło nam gładko. Było już ciemno, ale po około 20 minutach znaleźliśmy się już w Izraelu. Stamtąd taksówką za około 48 zł dostaliśmy się do Ejlatu, gdzie mieliśmy ostatni nocleg. Nie chcieliśmy ryzykować przedostawania się przez granicę w dniu wylotu, ale dziś już tych obaw nie mam. Idzie płynnie i gładko.

Dzień 6:

  • Wylot do Warszawy

    Odpuściliśmy Ejlat zupełnie. Był tylko naszą bazą noclegową. Rano przeszliśmy się na spacerek z naszego apartamentu Stone Lion Villa Eilat prost na dworzec autobusowy. Stamtąd złapaliśmy autobus 30 i dojechaliśmy na lotnisko. Autobus jedzie około 20 minut, a na lotnisku nie potrzeba nam też bardzo wielkiego zapasu. Byliśmy zdecydowanie za wcześnie, czyli 3 h przed boardingiem.

Jordania jest niewypowiedzianie piękna i spokojna. Idealna nawet dla osób, które nie przepadając za arabską kulturą. Jeśli jeszcze nie macie jej w planach czy na swoich bucketlistach, dopisujcie ją koniecznie w tej chwili. Warto z całą pewnością, ją odwiedzić i mam nadzieję, że Was do tego zachęciłam.