Zimowe Røros – miejsce dla wielbicieli Świąt Bożego Narodzenia

Zimowe Røros – miejsce dla wielbicieli Świąt Bożego Narodzenia

Røros warto odwiedzić zimą, zwłaszcza jeśli jesteś prawdziwym fanem Jarmarków Świątecznych i samych Świąt Bożego Narodzenia. To małe miasteczko, przykryte świeżym, białym śniegiem jest niewątpliwie jednym z najczęściej odwiedzanych w grudniu miejsc w Norwegii.Jego  popularność dodatkowo podsycił serial Netflixa „Facet na Święta”, którego fabuła toczy się właśnie tutaj. Zatem ubierzcie się ciepło i wskakujcie na sanki. Zabieram Was do Røros.

Informacje ogólne:

Liczące zaledwie kilka ulic Røros znajduje się w regionie Trøndelag. Najnowsze dane wskazują, że mieszka tutaj ok. 5,5 tyś mieszkańców i wynik ten plasuje Røros na 175 miejscu na liście gmin norweskich pod względem zaludnienia. Røros słynie z rekordowo niskich temperatur w zimie i praktycznie co roku padają tutaj temperatury poniżej -40 stopni Celsjusza. Nie przeszkodziło to jednak w osiągnięciu rónież rekordowej dodatniej tempratury na poziomie +30, 7 stopni w 2008 roku.

Jak dojechać do Røros?

Najbardziej oczywista odpowiedź to wybrać samochód albo pociąg. Pociągi kursują  zarówno z Oslo, jak i Trondheim. Podróż ze stolicy Norwegii zajmie nam ok. 5 h, a z Trondheim połowę tego czasu. Wagony lata świetności mają już dawno za sobą, ale można kupić ciepłe napoje i ugotować się na amen w podróży. Nie żałuje się ogrzewania na tej trasie. Trzeba przewidzieć, że z pewnością będziesz dokonywać ściągania kolejnych warstw ubioru, dlatego uczciwie uprzedzam. Na miejscu wysiada się na małej stacji kolejowej, która znajduje sie zaledwie kilka minut od głównych atrakcji Røros.

Czy spać w Røros?

Zwiedzanie samego miasteczka nie zajmuje więcej jak jeden dzień, nie miejcie złudzeń. Miasteczko pod wieczór praktycznie zamiera i kompletnie pustoszeje. Oczywiście jeśli przemierzasz pół Norwegii to pewnie fajnie i się tutaj zatrzymać na noc. W sezonie jednak, gdy jest Jarmark, zwłaszcza w weekendy, znalezienie  wolnych miejsc noclegowych graniczy z cudem. Warto o tym pamiętać i zadbać o rezerwację z odpowiednim wyprzedzeniem.

Szczerze jednak uważam, że jadąc, jak my, z Trondheim nocleg byłby trochę na wyrost.

Co robić i gdzie iść w Røros?

Kjerkgata

Kjerkgate to główna, najbardziej charakterystyczna uliczka w Røros, na szczycie której znajduje się Kościół Røros Kirke. To na niej znajduje się większość sklepów i restauracji i na niej będzie również najbardziej tłoczno. Witryny i wejścia są tutaj strojnie udekorowane, a nawet przy obfitych opadach śniegu nikt nie chowa ozdób czy towarów na sprzedaż do środka.

Tutaj też można a właściwie trzeba skusić się na kubek ciepłego kakao w Trygstad albo zjeść obiad w Skanckebua, koniecznie degustując lokalne piwo z Røros.

Svenskveien i Kvennhusveien

Kjerkgate powyżej kościoła przechodzi w Svenskveien. W tym miejscu właściwie większość turystów kończy wycieczkę, dlatego warto kontynuować praktycznie samotny spacer wyżej. Jest mniej ozdób, ale za to fajna perspektywa na miasto i spokój są nagrodą. Tutaj można w spokoju pstrykać zdjęcia, bez obaw, że ktoś wejdzie w kadr. Rozglądajcie się tutaj na boki, zaglądajcie w boczne uliczki. Potem zawróćcie w lewo w Kvennhusveien. Kontynuujcie spacer aż do Muzeum Røros.

Muzeum Røros

Warto wspomnieć, że Røros to górnicze miasteczko, które zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO w 1980 roku. Było to centrum światowego wydobycia miedzi od 1644  przez ponad 300 lat. Kopalnia była miejscem kilku wypadków, w najtragiczniejszym śmierć z przemrożenia odniosło ponad 3000 szwedzkich górników. Było to w roku 1718.

My nie odwiedzałyśmy kopalni w Muzeum Røros, ale bardzo doceniłysmy jej okolice a zwłaszcza pobliskie szutrowe wzgórze, z którego można złapać zupełnie inną, nową perspektywę na miasto.

Sleggveien

Domy na Sleggveien przenoszą nas w czasie w lata rozwijającego się tutaj górnictwa. Drewniane, nadgryzione zębem czasu domki przypominają i opowiadają nam prawdziwą historię Røros. W wyższych domach mieszkali rzemieślnicy, robotnicy i single, którzy nie prowadzili gospodarstw.  Wśród mieszkańców byli nawet czarodzieje. Jeden z domów był zamieszkany aż do 1950 roku.

Tutaj zakosztowałam jazdy na sankach i tak szczerze, była to dla mnie największa frajda w Røros. Sleggveien jest bardzo fotogeniczne.

Ole Guldals gate

Na końcu Sleggveien skręć w lewo w ulicę Ole Guldals gate. Kontynuowana jest tutaj drewniana zabudowa i jest potencjał do kolejnej partii miłych dla oka zdjęć. Masz duże szanse spotkać tutaj zaprzęg konny, na końcu tej ulicy znajduje się  bowiem mała zajezdnia dla kuligów. Nie jestem fanką atrakcji turystycznych z udziałem zwierząt, ale wierzę, że w tym przypadku konie są odpowiednio zadbane i nie dzieje się im krzywda.

Flanderborg

Nie pomiń w swoim spacerze ulicy Flanderborg. Chociaż już na pewno niczym nowym Cię nie zaskoczy, będzie miłym dopełnieniem całego klimatu miasta. Kolorowe, nowsze, drewniane domy i mniej obfite dekoracje pozwolą jeszcze na moment odetchnąć zanim zanurzymy się ponownie w klimacie jarmarku przy Bergmannsgata.

Bergmannsgata i Mørkstugata

Przy Bergmannsgata podobnie jak przy Kjerkgata znajdują się sklepy i knajpy. Na znajdującej się powyżej Mørkstugata 9 znajdziemy z kolei sklep z używanymi rzeczami. Koniecznie nie zapomnijcie wejść w bramę i zobaczyć, jakie cuda skrywają się za fasadą frontową. Kupić tutaj i znaleźć można absolutnie wszystko. Aż dziw bierze patrząc na mnogość towarów, dodatków, bibelotów, ale na pewno specjaliści w szperaniu odniosą tu niejeden sukces. Idę o zakład, że można tu wyszukać kilka perełek, a na pewno mnóstwo rekwizytów do zdjęć.

Peder Hiortgata

Przy Peder Hiortgata stoją stragany, kramy i paleniska, przy których można usiąść i się ogrzać, gdy już lekko . Kramy bliżej Bergmannsgaty oferują wyroby z wełny i pączki, z kolei bliżej Tufty kupić można lokalne produkty spożywcze czy rękodzieło.

Samowie i Renifery

W rejonie Røros zamieszkują południowi Samowie. Hodują oni między innymi renifery, które można u nich odwiedzić, nakarmić, czy wybrać się na przejażdżkę zaprzęgiem. Co, kto lubi. W tym rejonie jednak przy odrobinie szczęścia spotkamy również dziko żyjące renifery.

Røros można na pewno polubić, ale też na pewno przedawkować, z każdym kolejnym mikołajem i trolem można poczuć przesyt, zwłaszcza, gdy nie przepadamy aż tak za Świętami. Jedno na pewno trzeba Røros oddać. Jest tu bardziej lokalnie i autentycznie niż na dużych Jarmarkach Świątecznych w większych miastach w Norwegii, chociaż czuć już oddech przemian wychodzących na przeciw innym potrzebom turystów. Kupimy tu bowiem sporo niezwiązanych ze Świętami rzeczy, a na dodatek popularne są choćby knajpy amerykańskie. Jak dla mnie było ciut za dużo wszystkiego, poczułam przebodźcowanie. Zrekompensowała mi to jednak możliwość zrobienia klimatycznych, zimowych zdjęć. Miejsce odhaczone, ale czy wrócę? Raczej nieprędko.

A jeśli spodobała Ci się ten wpis, może również zainteresowac Cię post z innych miejsc w Norwegii. Może Bergen, może Ålesund, może Oslo a może malutkie Hjelle?